Wiele obrazów przeminęło
mi przed oczami, ale ten najważniejszy, który zapamiętałem, to Kaguya. Cóż
chyba nie miałem się czym martwić, w końcu była z nią Elizabeth, ona była miła.
Ja miałem bliskie spotkanie z demonem, który najwyraźniej był mocno wkurzony.
Mary, ta, która mnie tu sprowadziła do miłych nie należała, ktoś musiał ją
zranić. Wstałem, obudziłem się w tym samym pokoju, ale nadal nie mogłem się
nadziwić, jak oni to zrobili, każdy detal zgadzał się z tym co lubię, tak jakby
osoba, która go projektowała znała mnie bardzo dobrze. Jedynie drzwi wyglądały
na antyczne, jak gdyby miały więcej niż 1000lat. Przypominały zmniejszone wrota
do klatki. Zadałem sobie pytanie.
„Czy ktoś chce mnie tu uwięzić?”
Było to głupie pytanie, chyba by mnie nie więzili skoro jestem taki ważny. Wstałem
z łóżka, podłoga zaskrzypiała pod moimi stopami, ale cóż nowe drewno musi chyba
poleżeć trochę zanim się ułoży idealnie. Podszedłem do szafy i zobaczyłem tam
bardzo dużo ubrań w moim stylu. Ubrałem się w flanelową koszulę w kratkę i
jeansy, lekko przeczesałem moje włosy założyłem buty. Spojrzałem na siebie.
„Co jest ze mną? Kim jestem? Jakim cudem Lulu żyje? Po co tu jestem? Czym
jestem?” Pytałem siebie.
Przez dziesięć minut stałem i gapiłem się w lustro, po czym wyszedłem z pokoju.
Drzwi były ciężkie. O wiele bardziej masywne niż wczoraj. Otworzyłem je z
trudem. Drzwi na pół metra grubości zaskrzypiały.
„Co to jest? Jakim cudem oni zmienili te drewniane drzwi na drzwi od sejfu? Coś
tu nie gra” Oto moje myśli wtedy.
Postanowiłem zrobić jedyną rzecz jaka przyszła mi do głowy. Znaleźć Kag. Gdy
wyszedłem z pokoju metalowe wrota zmieniły się z powrotem na drewniane i
cienkie. Nie wiedziałem co się dzieje, ale pewnie miałem halucynacje, albo
nadal spałem. Spytałem jakiejś dziewczyny, gdzie jest Kaguya. Powiedziała, że w
pokoju 656… 656…656… Ten sam numer co w akademiku. To musiał być sen, ale
poszedłem do tego pokoju, by się upewnić. Korytarz ze zwykłego szarego kamienia
był bardzo podobny do tego w naszej szkole. Wreszcie byłem na miejscu, pokój 656.
Wszedłem do środka. Na łóżku, które miało zasłonkę siedziała moja dziewczyna,
ale to co trzymała w ręku przy twarzy… To była krew…
-Kag? Co ty robisz?
Rzuciła krwią w szafkę sprawiając, że całe to miejsce było w tym płynie,
zeskoczyła z łóżka w trybie natychmiastowym i rzuciła mi się na szyję.
-Hej, co tam? I o co chodzi z tą krwią?
-W skrócie? Jestem wampirem, którego
zarażono przez jakiś płyn wstrzyknięty do żył, potem znalazła mnie Elizabeth i
zaciągnęła tutaj. Powiedziała, że jest z tobą jej wspólniczka czy ktoś taki.
Więc nie martwiłam się, bo pewnie była równie miła co ona.
-Spotkałem Mary, to ona mnie tu
przywiozła, ale do Matta Damona to jej duuużo brakuje.
-Do jakiego Matta?
-Powiedzmy tyle, jest najmilszą znaną
mi osobą. Mary jest Demonem, którego nie chce więcej spotkać. Elizabeth swoją
drogą jest bardzo miła. Jest Aniołem.
-Aha, a ty kim jesteś? Spałeś w pokoju,
w którym światło zawsze się paliło. Przynajmniej tak mówiła Silvia. A ten pokój
był szykowany dla „kogoś ważniejszego niż ja”
-Nie wiem, wiem tylko, że jestem synem jakichś władców i, że jednego z nich
wygnano za to.
-Czyli wiesz tyle co ja... Jest teraz
piąta rano, o szóstej mam mieć trening „Jak zdobywać krew”, więc mamy
godzinę dla siebie. Co robimy?
-Chwila, czyli to nie jest sen i naprawdę
jesteśmy w pokoju 656?
-No co w tym dziwnego?
-Nasz pokój w akademiku miał ten sam
numer! Poza tym to miejsce jest na małe, żeby mieć tyle pokoi!
-Może mają podziemia? Ale, gdyby się zastanowić
to jest to trochę dziwne.
-Dobra mniejsza o to, porwali cię
cztery dni temu, myślałem, że jesteś u tych agentów. Szukałbym ich, gdyby nie
to, że Mary mi powiedziała, że tu jesteś. Martwiłem się o ciebie, a ty byłaś
cały czas tutaj.
-Tak naprawdę to po tym jak mi
wstrzyknęli to coś obudziłam się wczoraj, i dzisiaj przespałam pierwszą noc
tutaj.
-A wiesz kim byli ci agenci?
-Niewiele, wiem tylko, że to wrogowie
tych tutaj i, że nie są z FBI.
-Może oni są jak my?- Inni. Tylko dążą
do innego celu. Musimy znaleźć Elizabeth.
-Jestem za. Chętnie zadam jej kilka pytań.
-Wiesz gdzie ona jest?
-Silvia na pewno wie.
-Kim jest ta Silvia?
-Ona jest moją „trenerką”, bo też jest
wampirem.
-Okej znajdźmy ją, tylko szybko.
-Ona chyba czyta mi w myślach.
-Czemu tak myślisz?
-Bo stoi za tobą.
Odwróciłem się stała tam dziewczyna o smukłej figurze. W ręku trzymała sztylet,
który był cały ubrudzony jeszcze świeżą krwią.
-Czy ty zawsze musisz mieć ze sobą ten
nóż?- Powiedziała Kag.
-Tak, to dla bezpieczeństwa, a teraz
czego chcesz? Jest jeszcze niecała godzina do treningu. -Odparła
-Gdzie jest Lizzy?
-Poleciała na polowanie.
-Gdzie?- Wtrąciłem
-Do Szkocji. Tam jest kryjówka wampirów
zdrajców. Poza tym widzę, że nasz Dante się obudził.
-Mam na imię Desmond, a nie jakiś
Dante!- Powiedziałem, a moja dziewczyna przytaknęła.
-Twoi prawdziwi rodzice cię nazwali
Dante. Jesteś synem Megan i Veniusa.
-Kogo?- Spytałem, spodziewając się
odpowiedzi.
-Królowej Aniołów oraz króla Demonów,
który został wygnany na wieczne katusze, za zdradę.
-Kogo zdradził?- Głupio zapytałem.
-Demony! Swoich podwładnych, niektórzy
byli od niego potężniejsi, ale mu służyli, z powodu krwi, ale gdy zdradził, to
wszyscy się na niego rzucili i nie miał szans.
-Czyli, że osoby, z którymi się
wychowałem, nie są moimi prawdziwymi rodzicami?
-To są fałszywe wspomnienia, wychowała
cię Megan, ale sprowadziła na Ziemię, aby cię chronić.
-Chronić przed czym?
-Przed Demonami, one będą chciały cię
zabić, zwłaszcza teraz, gdy wszystko wiesz. Musisz odnaleźć twego ojca i go
uwolnić. To jest to do czego jesteś nam potrzebny. Tylko Anioł może zabić
anioła, ale demona może zabić nawet śmiertelnik, Veniusa strzegą największe,
najsilniejsze demony jakie istnieją. My nie mamy szans ich zabić, ale ty tak.
Musisz go uwolnić. On musi się zjednoczyć z twoją matką. To jest bardzo ważne.
Potraktuj to jako cenę życia i śmierci.
-Nie boję się śmierci.
-I słusznie, w takim razie potraktuj to
jako cenę życia i śmierci Kaguyi.
-Nie tkniesz jej!
-Nie martw się, nie ja. Są inni.
-Powiedz mi jedno.-wtrąciła moja
dziewczyna- jak zabić wampira.
-Musisz odciąć mu głowę żelaznym
narzędziem. Tylko to zadziała.- powiedziałem.
-Skąd to wiesz?- Spytała Silvia.
-Nie wiem, samo przyszło. A teraz
ODEJDŹ!-wykrzyknąłem, a Silvia rozpłynęła się w błysku białego światła- Co ja
zrobiłem?
-Nie martw się, nic jej nie będzie.
-Skąd wiesz?
-Przeczytałam kilka książek, bo nie
mogłam zasnąć. Teleportowałeś ją tylko gdzieś, ale nie mam pojęcia gdzie.
-Przynajmniej ją mamy z głowy. Hej! Mam
pomysł.
Przytuliłem Kag i pomyślałem o Elizabeth o tym, że chce ją odnaleźć.
-Trzymaj się- powiedziałem.
Oślepiło nas białe światło, ale udało się. Pojawiliśmy się przy Elizabeth,
która właśnie odcinała głowę wampirowi.
-Niech zgadnę, żelazo?- Spytałem
zdyszany.
-Hej, co tu robicie. Jak się tu
znaleźliście?
-Nic wielkiego tylko
teleportacja.-odparłem sarkastycznie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chyba mój najdłuższy rozdział, pisałem go o 1 w nocy i chce mi się spać, ale wstawiam go jeszcze przed snem.
Dedykacje.
Dziękuje Alegz, gdyż to ona mnie ciągle motywuje, żebym pisał i jak zawsze ma najdłuższe dedyki.
Malwinie, za to, że dzięki niej wymyśliłem Kaguyę.
Dram, bo mi nie daje spokoju i każe pisać bez przerwy.
Merr, którą chce przeprosić za sprawę z błędnym imieniem miało być Mary, a nie Merr
I wszystkim, którzy to czytają, bo to dla was piszę.
Koniec dedykacji.