DANTE POV X
Rozdział XIII- Wojna Bogów
Gdy stałem na marmurowej posadzce zastanawiałem się co Mu powiem i o co chodziło z tym, że się zmienił. Podbiegłem do wielkiego, pustego tronu, który wydawał się zbyt duży nawet jak na Boga.
-Czarna postać wkroczyła do mej świątyni. Nie miałem wyboru. Zabiłem ją. Lecz nie byłem wystarczająco szybki. Zatruła mnie. To była służka Azazela. Jestem tego pewny. Potrzebuje lekarstwa… nie… na to nie ma lekarstwa. Podejdź Dante, mój przyjacielu- powiedział głośny, basowy, stanowczy głos.
Usłuchałem polecenia, bo sprzeciwianie się bogu, nawet z religii, które nie są już wyznawane nie jest zbyt mądrą rzeczą do czynienia. Gdy na Niego spojrzałem wspomnienia do mnie wróciły. To był On, nie był jednak taki jakiego go pamiętałem, ten Anioł, kimkolwiek był ostrzegał mnie. Bóg- ten, który uznawany jest za nieśmiertelnego właśnie umierał.
-Wojna nadeszła, ale nie ta, o której myślicie. Wasza bitwa skończy się niedługo, opowiecie się po którejś ze stron, ale nie wam przyjdzie o tym decydować. Wszyscy z was umrą, lecz wszyscy przeżyją.
-Nie rozumiem, jak to „wszyscy umrą, lecz wszyscy przeżyją”? To nie ma sensu.
-Zrozumiesz w swoim czasie, możliwe, że będzie już wtedy za późno- tu zatrzymał się, żeby odkasłać.- Nie czas teraz na to, muszę cię o czymś uświadomić. Dante, wojna bogów nastała, cały wszechświat jest teraz zagrożony. Bogowie, ludzie oraz inne stwory są wymazywane z kart historii. Pamiętasz boga imieniem Ahran? Był najważniejszym bogiem Greckim, teraz, gdy został zabity… zginął również w przeszłości i przyszłości, nikt go nie wyznawał i nikt już nie będzie, Zeus dostał jego tron, gdy on umarł. Lecz ludzie nawet go nie pamiętają. Bogowie ledwo zachowali o nim wspomnienia, a nie jest pierwszym. Wszyscy walczą, całe religie dzielą się na dwie części, po naszej stronie są, między innymi Zeus, Atena, Artemida i wiele innych, lecz przegrywamy tą wojnę. Odkąd nasz główny dowodzący został uwięziony straciliśmy zbyt wielu. Wszystko to przez niego! Tego, który zniszczy ten wszechświat i ten czas. Dante uważaj na ten przydomek, gdy ktoś o nim wspomni, gdy znajdziesz się w jego pobliżu… uciekaj. Nie masz z nim żadnych szans, nie bez pomocy brata. A brzmi on „Czarny Książe”. Nasz główny dowodzący, ten, którego uznają, za najgorsze zło, uważają, że został przeze mnie wygnany, Dante wiesz o kogo mi chodzi. Tylko on może wygrać tą wojnę.
-Ale te sceny na drzwiach, one przedstawiają to jak go pokonujesz.
-Dostosowują się do aktualnych wierzeń, dzięki temu Anioły wiedzą jak przedstawia się teraz chrześcijaństwo.
-Rozumiem, więc chcesz abym uwolnił Szatana z jego klatki? Skąd mam wiedzieć, że nie działasz pod wpływem tej trucizny? Nie wiem czym ona jest, nawet nie jestem pewny czy tutaj naprawdę jesteś.
-Podejdź mój chłopcze, zajrzyj do mojej głowy i sam się przekonaj.
Nie zrobiłem tego, jeśli o tym wspomniał znaczy, że nie kłamię, bo umiem przejrzeć przez każdą zaporę myślową.
-Gdzie go znajdę? Gdzie znajdę Vergil’a? Gdzie jest mój brat?- powiedziałem półgłosem.
-Myślałem, że jest z tobą, niestety już ci nie pomogę, odwiedź Śmierć, on będzie potrafił ci pomóc. Mam do ciebie prośbę. Gdy go spotkasz przekaż mu, że na mnie już czas.
-Nie zrobię tego- odpowiedziałem z łzami w oczach.- Nie pozwolę ci umrzeć!
-Dante to, że umrę wywrze większy wpływ na przyszłość niż myślisz. To musi się stać, lecz nim pójdziesz muszę ci coś jeszcze przekazać, w twojej przyszłości jest dziecko, twoje dziecko, lecz nie będziesz jego ojcem.
-Co to znaczy? Powiedz mi!- zamknąłem oczy, a łza upadła na ziemię, nie na marmur, ale na grunt. Byłem w Japonii stałem przed dawnym akademikiem.
„Śmierć, jak ja mam Cię znaleźć?”- pomyślałem.
***
Włożyłem ręce do kieszeni spodni i ruszyłem przed siebie ulicami Tokio. Ulice nigdy nie są tutaj puste. Latarnie świecą. Nie mogłem uwierzyć w to, że znów tu jestem i spaceruje beztrosko. Jakiś człowiek wybiegł na ulicę, został potrącony. Podbiegłem do niego jak wielu ludzi. Jeden z nich, starszy człowiek w czarnym garniturze podszedł do niego, gdy jeszcze oddychał. Tłum zdawał się go nie zauważać. Mężczyzna dotknął potrąconego, a ten momentalnie zmarł. Już wiedziałem kogo mam przed oczami… Spotkałem Śmierć.
-Witaj, Ty, który przychodzisz niespodziewanie.
-Do kogo on mówi?-powtarzali wokół.
-Witaj, synu Morigan i Ventiusa. Co Cię do mnie sprowadza? Potrzebujesz mnie, gdyż możesz mnie zobaczyć i usłyszeć.
-Możemy porozmawiać na osobności? Jeśli ci to nie problemem.
-Nie rób tak, nie jesteśmy w dziewiętnastym wieku, ale chodźmy.
Weszliśmy w pozornie cichy zaułek i rozpoczęliśmy rozmowę.
-Czy mógłbyś pomóc mi odnaleźć mojego brata?- Gdy rozmawiacie ze Śmiercią lepiej uważajcie na słowa.
-Dlaczego nie pójdziesz z tym do swojej matki, albo Boga? Oni na pewno by ci pomogli. Dlaczego więc zwracasz się do mnie?
-Moja matka jest ciężko ranna, a Bóg kazał przekazać ci wiadomość.
-Powiesz mi wreszcie czy nie?
-„Na mnie już czas”-powiedziałem z łzami na policzku.
-Rozumiem, muszę zabić kolejnego boga. Nie zrozum mnie źle, ale to już się nudne robi. Moglibyście już zakończyć tą wojnę, chociaż zaczyna się robić ciekawie.
-Pomożesz mi czy nie?
-Twój brat jest tutaj- powiedział podając mi kartkę.
-Tutaj nic nie ma.
-Dokładnie, twój brat jest Nigdzie. Tylko tyle mogę Ci na razie powiedzieć.
-Czy wy wszyscy musicie to tak komplikować?! Nie możecie mi po prostu powiedzieć?!- Wykrzyknąłem
-Przykro mi, udaj się do piekła, tam kartka zaprowadzi Cię do Nikąd. A teraz jeśli wybaczysz muszę zająć się porządkiem wszechświata.
-Jeszcze jedno. Bóg powiedział coś o jakimś dziecku, moim dziecku, którego nie będę ojcem, powiesz mi o co chodzi?
-Twoje dziecko, którego nie będziesz ojcem. Ah! Już wiem! Nie mogę ci powiedzieć, gdyż jest to twoja przyszłość, a gdy ją zmienisz… Muszę lecieć. Żegnaj synu Morigan
-Żegnaj, może się jeszcze spotkamy.
-Jestem tego pewien, każdy na końcu mnie spotyka.
Wypowiedział to i zniknął, nie wyjaśnił mi nic.
„Jak wejść do piekła i nie zostać zauważonym?”- Takie pytanie sobie zadawałem.
Wyruszyłem tam, gdzie nigdy nie spodziewałem się, że znów wrócę. Poszedłem do magazynu.